Zmiana kolorystyki strony

Zmień kontrast kolorów wyświetlanej treści na stronie z pośród dostępnych opcji kolorystycznych. Kliknij wybraną parę kolorów by zmienić ustawienie.

Zmiana wielkości czcionki na stronie

Wspomnienia, dokumenty, cytaty, artykuły...

Wspomnienia Franciszka Sulewskiego


Franciszek Sulewski, zam. w Sarbce, pow. Wągrowiec: „Należałem do desantu czołgowego w okresie walk o poszczególne pozycje Wału Pomorskiego. Najbardziej w pamięci utkwił mi bój o wieś Tarnówka leżącej niedaleko Jastrowia. Otóż w wiosce tej były nasze składy pocisków artyleryjskich. Niemcy widocznie dowiedzieli się o tym, bo przypuścili silny szturm z miasta Jastrowie i wyparli częściowo Polaków z bronionego obiektu. W batalionie czyniono pospieszne przygotowania do marszu na pomoc nielicznej załodze składu artyleryjskiego. Nad ranem wszystko było gotowe. Świt przyjął nas chłodną wilgocią. Z boku rozciągały się plamy brudnego śniegu. Żołnierze wypalali ostatni skręty (papierosy) przed rozkazem wyjazdu. Wzdłuż szosy stał szereg gotowych maszyn. Z czołgowych włazów wyglądały głowy pancerniaków. Na uboczu stały gotowe do drogi grupy motocyklistów. Major przeszedł się wzdłuż kolumny, sprawdził gotowość wozów bojowych i dał sygnał do odjazdu. Zadudniły silniki czołgów i drogę zasnuły kłęby spalin. Motocykliści wysunęli się na czoło kolumny. Desant strzelecki przylgnął do cielsk czołgów trzymając w rękach automaty z pełnymi magazynkami. Na wszystkich wieżach czołgów i burtach samochodów widać białe orły. Zanim zatrzymaliśmy się w lesie leżącym około 1,5 km od wsi, zaczęło już szarzeć, ponieważ dzień lutowy jest krótki. Wieś nie różniła się niczym od innych wsi w tej okolicy. Domy i budynki gospodarcze odcinały się czerwienią cegły i dachówek od lasu, który otaczał wieś. Wieś i las stały głuche. Nic nie wskazywało na to, że kryje się tam wróg rozporządzający nawet bronią ppanc. Na zwiad ruszył jeden z lekkich czołgów, dla którego szybkie rajdy rozpoznawcze były specjalnością. W szybkim tempie maszyna rozpoznawcza zbliżała się do wsi. Maszyna wtoczyła się na skraj wioski i niespodziewanie szybko oddała dwa strzały w kierunku pierwszych zabudowań i w tym momencie stanęła w płomieniach. To niemieckie działko ppanc. dało znać o sobie. W tej samej chwili popłynął rozkaz do dowódców czołgów. Maszyny ruszyły w kierunku wsi. Czołgi przemykały obok tlącej się jeszcze zwiadowczej maszyny. Na pancerzu leżał ich nieżyjący kolega, który usiłował wydobyć z płonącej maszyny kierowcę. Piechota zeskoczyła w biegu i zapadła na stanowiska. Wokół rozległ się trzask serii automatów i kaemów. Czołgi podeszły głębiej. Ich lufy raz po raz zmieniały kierunek i bluzgały śmiercionośnym ładunkiem w kierunku zabudowań. Do akcji weszły działa samobieżne i wspomagały piechurów swoim ogniem. Niemcy byli zaskoczeni niezwykle silnym i precyzyjnym ogniem. Początkowo zaczynali bronić się chaotycznie, lecz po chwili ich obrona stała się planowa. Część zabudowań została zdobyta, a Niemcy wycofali się i zajęli domy w pobliżu lasu. Walka przycichła. Z ostrzeliwania się Niemców wynikało, że we wsi jest tylko część sił, natomiast większe zgrupowanie znajdowało się w lesie przylegającym do wioski. Do pracy przystąpili teraz zwiadowcy kryjąc się w ciemnościach. Jedna grupa udała się w kierunku cmentarza obsadzonego przez hitlerowców. Jeden ze zwiadowców przyprowadził stamtąd „żywy język” – tak zwiadowcy określali między sobą jeńca. Z jego zeznań wynikało, że jest to część oddziału z garnizonu Piła, który miał w planie przebić się przez front i połączyć z Wehrmachtem. Oddział dysponował dość potężnym uzbrojeniem. Polskie czujki doniosły o podejrzanym ruchu w lesie, jak również o warkocie silników. Najwidoczniej Niemcy przygotowywali się do obrony lub przedarcia na zachód. Wszystkie drogi zostały obsadzone rusznicami i działkami ppanc. Rzadka strzelanina miała w sobie coś w rodzaju wzajemnego badania się. Z polskiej strony odezwały się działa samobieżne. Niemcy odpowiedzieli ogniem, który przerodził się w jednostajny ryk. Zaczęły walić się pierwsze trafione zabudowania we wsi. Dały się słyszeć ryki silników czołgowych i samochodowych ciągnących z lasu. Drogę otworzyć im miało silne przygotowanie artyleryjskie. Na polskich pozycjach ziemia wykwitała potężnymi fontannami. Nagle strzeliły w górę purpurowe rakiety zalewając szkarłatną czerwienią teren. Z lasu wysunęły się biegnące, nisko pochylone sylwetki hitlerowców. Serie z wrażych automatów fastrygowały czerń nocy pociskami świetlnymi. Padali, podrywali się i szli wciąż naprzód w topniejących szeregach. Z lewej strony lasu szły hitlerowskie czołgi wspomagając ogniem swych dział i kaemów swoją piechotę. Na spotkanie stalowym kolosom wyszły maszyny z białymi orłami. Ich nagły, niespodziewany atak zdezorientował na chwilę pancerną kolumnę niemiecką. Z luf polskich maszyn nieustannie wykwitał ogień. Noc rozjaśniła się od buchających gejzerami płomienia tlących się niemieckich wraków. Mimo tych strat zdziesiątkowane niemieckie tyraliery posuwały się wciąż w kierunku polskich pozycji. Do akcji włączyły się kaemy czołgów broniące niewidzialnymi żądłami polskich piechurów. W słuchawkach hełmofonów zatrzeszczały słowa rozkazu: „Pełną mocą silników kierować maszyny w las”. Silniki splunęły spalinami i z rykiem wtórującym grzmotowi dział i szczękaniu kaemów ruszyły do przodu. Za nimi poderwała się piechota i w ogniu automatów przeszła do kontrataku. W kilku miejscach wybuchł pożar łącząc się w gigantyczne ognisko i oświetlając koszmarne widowisko. Fizylierzy przypadli na chwilę do ziemi i huk granatów rozdarł powietrze. Granaty wstrzymały nieprzyjacielską piechotę i przerzedziły jej szeregi. Automaty drżały w rękach polskich piechurów siekąc znów po niemieckiej tyralierze. Ludzie przemieniali się w automaty zapominając o bólu, zmęczeniu i strachu. Pchała nas do przodu przeogromna nienawiść do przeciwnika, który swój pochód znaczył tysiącami poległych kolegów. W mózgach wibrowała jedynie myśl: trzeba uciszyć las, zdusić go i zgładzić oprawców w szarych mundurach. Metr po metrze wrzynaliśmy się w niemieckie szeregi. Niemcy witali nas morderczym ogniem broni maszynowej i moździerzy, nieustępliwie jednak szli naprzód, zagłębiali się w las w osłonie czołgów. Składy były wolne. Walka słabła na sile. Zalegaliśmy i gotowaliśmy się do następnego skoku. W zgiełk bitewny wdarł się znów przeciągły grzmot czołgów i dział samobieżnych ześrodkowujących swój ogień na niemieckim sprzęcie pancernym. Było to druzgocące uderzenie, tym potężniejsze, że nagłe. W błyskach pożarów leżały rozbite nieprzyjacielskie samochody, wraki czołgów i znieruchomiałe kształty ludzkie. Nieprzyjaciel stłoczony na polanie odgryzał się kąśliwymi seriami i najwidoczniej usiłował stamtąd zniknąć. Frontalne atakowanie tej grupy równałoby się samobójstwu, a czasu na okrążenie nieprzyjaciela nie było. Hitlerowskie niedobitki w każdej chwili mogły ujść z pola bitwy. Nieoczekiwanie z przeciwnej strony polany rozległ się terkot broni maszynowej oraz dały się słyszeć wybuchy granatów. Polscy piechurzy zostali na chwilę zdezorientowani. W chwilę potem rozległo się przeciągłe „urrra”. To żołnierze z gwiazdą na hełmach zamykali nieprzyjaciela w kotle. Grupa niedobitków z garnizonu Piła porzuciwszy broń uniosła ręce do góry. Z ciemności wyłoniły się sylwetki w czarnych mundurach. Strzały umilkły i las pogrążył się w ciszy. Hitlerowscy jeńcy pod eskortą polskich i radzieckich żołnierzy odmaszerowali w kierunku stacjonującej jednostki”.