Fragment wspomnień majora Tadeusza Kwiecińskiego
W trakcie trwania działań na Wale bardzo często widywałem generała Kieniewicza. Zjawiał się zawsze najzupełniej nieoczekiwanie w trakcie najcięższych walk. Był przy przeczesywaniu lasów i kiedy przechodziliśmy w przesmykach pomiędzy jeziorami. Raz byłem świadkiem jak któryś z oficerów sztabowych ostrzegał go, żeby się nie pchał pod ogień, Kieniewicz odpowiedział wtedy śmiejąc się: „Nie bój się, generała kule się nie imają!”
Kieniewicz był bardzo gruby, ale potrafił czołgać się tak, jak mało który młodzik. Często w trakcie walk leśnych dawałem go moim żołnierzom jako przykład. Podobnie był także i w tańcu lekki – tak mówili o nim już później, po walkach, gdy staliśmy w Stargardzie.
Fotokopie źródłowe: Mateusz Kubiatowicz, dzięki uprzejmości Krzysztofa Sliwińskiego