Zmiana kolorystyki strony

Zmień kontrast kolorów wyświetlanej treści na stronie z pośród dostępnych opcji kolorystycznych. Kliknij wybraną parę kolorów by zmienić ustawienie.

Zmiana wielkości czcionki na stronie

Wspomnienia, dokumenty, cytaty, artykuły...

Wspomnienia Kazimierza Lachiewicza


Kazimierz Lachiewicz: Przechodząc dawną polską granicę trochę się baliśmy, bo po naszej stronie bardzo pomagała nam partyzantka i ludność cywilna, a nie wiedzieliśmy, co zrobią Niemcy. Okazało się, że tamtejsza ludność po wkroczeniu naszych wojsk była bezradna. Żołnierze niemieccy, którzy trafiali do niewoli, byli jakby złamani, nie było już tej buty niemieckiej. To dodawało nam ducha.

Na Wale Pomorskim poległo wielu naszych żołnierzy, ale też sporo Niemców. Widzieliśmy to, bo pierwsza linia frontu ich nie chowała. Usytuowanie bunkrów było takie, że Niemcy mogli stosować krzyżowy ogień. W okolicach Nadarzyc wczesnym rankiem rzucono nas do natarcia. Na przedpolu było sporo niemieckiego wojska. Podeszliśmy z naszymi ckm – ami, ale z powodu krzyżowego ognia musieliśmy się wycofać. Nasi żołnierze wycofali się na wzgórek i okopali się tam. Nocny atak znów się nie powiódł, bo Niemcy zawiesili rakiety na spadochronach i oświetlili przedpole. Usytuowanie bunkrów było takie, że aby je zdobyć, musieliśmy się wspinać pod górę, więc nasze kilkukrotne próby nie powiodły się, a sporo naszych poległo. Najbardziej przykry był moment, kiedy dostaliśmy dopełnienie czyli uzupełnienie żołnierzy. To był ich chrzest bojowy, żołnierze nieprzygotowani, umiejętności niewielkie. To właśnie ci żołnierze najczęściej tam ginęli. Ci, którzy pochodzili z jednego miejsca, zbierali się razem i często razem ginęli.

Gdzieś między Nadarzycami a Szczecinkiem płynął mały strumyk. Obok był niewielki zagajnik. Niemcy byli po jednej stronie, my po drugiej. Padł rozkaz, że wczesnym rankiem musimy przejść na drugą stronę strumyka. W tym zagajniku spotkaliśmy Niemców. Nie było jak strzelać, bo w młodym lesie jest sporo konarów i wojsko się po prostu zgubiło. Jeśli chodzi o ckm – y, to ciężko było im się przedostać przez taki lasek. Musieliśmy walczyć wręcz. Porucznik Nowaczyk z naszej jednostki został bez czapki i pasa, bo Niemcy się na nim uwiesili i urwali mu pas, kiedy ich odtrącił. Często byłem bliski śmierci, ale tam bardzo ważna była rozwaga. Kto nie orientował się w terenie, tracił głowę i poddawał się lękowi, ten ginął.

Mówiono nam, że w Złotowie jest sporo Polaków, którzy przetrwali tam od pokoleń. Pamiętam, że w jednej z wiosek trafiliśmy na spory niemiecki ogień. Mój kolega został tam ranny w rękę, urwało mu ją, myśleliśmy nawet, że zginął. Niemcy też myśleli, że już nie żyje i jeden z nich zeskoczył z czołgu i chciał wyrwać mu zegarek ze złotą dewizką. Wtedy ten kolega ocknął się na chwilę, ale kiedy zobaczył, że wokół są Niemcy, z powrotem zamknął oczy i udawał nieżywego. Trafił do radzieckiego szpitala, ale do rodziny poszła już karta pośmiertna. Spotkaliśmy się dopiero po wojnie.