Mieczysław Kalita: 28 stycznia ruszyliśmy spod Bydgoszczy w kierunku Wału Pomorskiego. Dawną granicę przekroczyliśmy 31 stycznia. Miało to dla nas znaczenie symboliczne, dawało satysfakcję, że jesteśmy już na terytorium niemieckim. Każdy z żołnierzy, który tam szedł, rzucał garść ziemi i powstał z tego mały kopiec.
11 pułk 4 DP rozpoczął walkę o Złotów. Miasto zdobyto 31 stycznia. Szybko przeszliśmy przez Złotów, nawet nie rozmawialiśmy z tamtejszą ludnością, bo tempo walk było duże.
1 lutego sztab 3. pułku artylerii znalazł się w Podgajach. Około południa żołnierze zawiadomili mnie, że w stodole są spaleni żołnierze polscy. Udałem się tam z lekarzem pułkowym. Stwierdziliśmy, że 32 polskich żołnierzy zostało żywcem spalonych. Były tam ich szczątki, ale pozostały płaszcze i dolne części ciał, więc można było stwierdzić, że to nasi żołnierze. Ręce były powiązane drutami kolczastymi, jeden miał skute łańcuchem. Lekarz pułku Weronika Gustaw za pomocą badań stwierdziła, że żołnierze zostali spaleni. Pochowaliśmy ich. W tym czasie zjawił się szef kompanii, do której należeli ci żołnierze, czyli 4. kompanii 2. batalionu 3. pułku 1. dywizji piechoty. Dwóm żołnierzom z tej kompanii udało się uratować i jeden z nich, porucznik Furgała przeżył, a drugi, kapral Modzelewski, poległ pod Berlinem.