Stefan Lech, zam. w Rożnowie, woj. opolskie: „Przy końcu stycznia zbliżyliśmy się do pasa przełamania Wału Pomorskiego. Zdobyliśmy miejscowość Złotów i podeszliśmy do rzeki (nie pamiętam jej nazwy). Część armii zdobywała miejscowość Jastrowie, a ja i moja dywizja (1 Dywizja im. Tadeusza Kościuszki) walczyliśmy w Podgajach. O, tu mieliśmy dużo roboty. Walka była bardzo zacięta, ponieważ Niemcy tu mieli silny punkt oporu. Bronili się zajadle. Walka była toczona o każdy kawałek gruntu czy zabudowanie. Część naszego pułku została tutaj odcięta i dostała się do niewoli. Ja miałem dużo szczęścia. Mnie nic się nie stało, ale część kolegów z mojego pułku Niemcy wzięli do niewoli. Poprowadzili ich do wsi. Opowiadano potem, że tych jeńców zamknięto w stodole i tam ich podpalono. Pas przesłaniania został przełamany. Teraz trzeba było zdobyć główną pozycję Wału Pomorskiego, która była w lesie. Był to odcinek szczególnie trudny. Znajdowały się na nim dobrze wyposażone schrony i pola minowe. Krwawy bój toczyliśmy koło jeziora Dobre. Niemcy tam odcięli grupę Murawieckiego. Przyszła jej najpierw na pomoc 4 Dywizja, a potem reszta. Gdzieś koło 6 czy 7 lutego mieliśmy sforsować rzekę. Nie była zamarznięta. Na zbudowanie mostu nie pozwalali Niemcy, którzy ciągle ostrzeliwali ten teren. Szkoda było ludzi. Zdobyliśmy się na sposób. Z domów, które były blisko, braliśmy stoły, ławki, szafy itp. i tak dostaliśmy się po nich na drugi brzeg. Do zdobycia został Mirosławiec. Była to główna pozycja Wału Pomorskiego. Niemcy zaczęli gromadzić tu wszystkie siły, ale na nic – miasto zdobyliśmy. Właściwie to potem były już tylko walki lokalne, gdzieniegdzie. Niemcy jeszcze nie chcieli się wycofać, jeszcze formowali armie. Z pomocą przyszło nam wojsko 1 i 2 Frontu Białoruskiego i ostatecznie Wał Pomorski był zdobyty”.