Zmiana kolorystyki strony

Zmień kontrast kolorów wyświetlanej treści na stronie z pośród dostępnych opcji kolorystycznych. Kliknij wybraną parę kolorów by zmienić ustawienie.

Zmiana wielkości czcionki na stronie

Wspomnienia, dokumenty, cytaty, artykuły...

Wspomnienia z walk


Wspominają: d-ca 2 komp. moździerzy 14 pp płk Stanisław Komornicki, d-ca 2 bat. 7 pp płk Stanisław Szulczyński, z-ca 3 bat. 9 pp płk. Zbigniew Załuski, z-ca szefa zwiadu 2 dyw. 1 bryg. artylerii mjr Edward Frankowski oraz oficerowie rezerwy, uczestnicy walk na Wale Pomorskim: Michał Bałek, Franciszek Bąk, Michał Czajkowski, Jan Krasowski, Stanisław Krasowski, Piotr Mikielewicz, Wiktor Tamiłowski, Romuald Łukowski, Lubomir Nadolski, Stanisław Pomeraniec, Alojzy Sroga, Józef Sadowski, Jan Sobala, Adam Mejor, Witold Woźniak, Eugeniusz Żołądkowski

„Nie orientowaliśmy się, kogo mamy przed sobą i byliśmy pewni, że zadanie będzie prędzej wykonane. Zwiad 3. pułku nie był spostrzeżony i wdarł się do Podgajów. Dopiero wówczas spostrzegliśmy, że mamy do czynienia z zorganizowanym wrogiem. Nasz 1. batalion zaskoczył Niemców i wyszedł na szosę. Niebawem gruchła wielka siła, w wyniku czego 1. batalion ponosząc straty musiał się wycofać. Walki toczyły się cały dzień, nasze kontrataki nie wychodziły”.

„Ja straciłem w swojej kompanii prawie połowę ludzi. Nie oczekiwaliśmy żadnej pomocy. Piechota miała bardzo duże trudności z powodu braku benzyny i innych środków. Pułk, aby skierować jedną baterię, wypompował benzynę ze wszystkich samochodów”.

„A Niemcy szli, nie zwracając na nic uwagi, trup na trupa. Wycofaliśmy się. Kompania fizylierów trafiła do niewoli, odprowadzili ich 200 – 300 metrów od miejsca, w którym byłem. Zabrali ich do stodoły, polali benzyną i spalili żywcem. Na drugi dzień znowu zaczęliśmy atakować, ale znów zostaliśmy odparci. Trzeba podkreślić postać w naszym pułku: dowódcę pułkownika Marcińczuka, który osobistym przykładem i odwagą, wylatując na pole walki poderwał bataliony do walki. Niemcy zostali odbici i sytuacja trochę się unormowała”.

„A myśmy wtedy 1. pułkiem poszli na południe Podgajów, zataczając lewym skrzydłem pomogliśmy je okrążyć i wówczas załoga niemiecka poddała się, ale masa wojska jednak wyrwała się z okrążenia i poszła na północ”.

„Na lewym skrzydle w tym czasie trwała walka 4. dywizji piechoty. Staliśmy w głębokim parowie, skąd zaczynało się miasto Jastrowie. Zapamiętali je chyba wszyscy żołnierze naszego batalionu. 4. dywizja odniosła tam szybki sukces dzięki manewrowi, jaki zastosował dowódca dywizji, generał Kieniewicz. Polegał on na tym, że wykorzystując sukces 47. Armii dwoma pułkami obszedł Jastrowie od południa, a jednym związał nieprzyjaciela w tej miejscowości”.

„Wieczorem podeszliśmy pod Nadarzyce. Po dojściu jakieś 100 kroków od lasu otrzymałem bardzo silny ogień z karabinów maszynowych. Poderwałem kompanię do szturmu na las. Niemcy uciekli przed nami. Nasze pułki ruszyły do akcji i trzeba było momentalnie nacierać. Obrona była silna, część naszych musiała się wycofać. Zostałem czterokrotnie ranny i straciłem przytomność”.

„Ten kontratak niemiecki pod Nadarzycami był atakiem psychicznym. Podchorążowie artylerii z Grossborn ubrani w białe półkożuszki, z automatami szturmowymi w ręku, prowadząc nieprzerwany ogień, ruszyli w ciasnym szyku przez polanę w kierunku płyciutkich okopów 6. dywizji. Strzały z karabinów nie dały widocznego rezultatu. Niemcy z drugiego szeregu wstępowali do pierwszego i nie było u nich widać żadnych strat. U naszych młodych, nieostrzelanych żołnierzy, wywołało to panikę. Została ona szybko opanowana, ale te momenty były ciężkie”.

„Otrzymałem zadanie przyprowadzenia dywizjonu w rejon wybranych stanowisk ogniowych. W drodze napadły nas samoloty nieprzyjacielskie. Nie wyrządziły nam krzywdy, ale trzeba było coś robić, pozdejmowaliśmy więc hełmy z głów, nalaliśmy do nich ropy, podpaliliśmy je i postawiliśmy na działach. Kiedy samoloty nieprzyjacielskie nadleciały po raz drugi i Niemcy zobaczyli płonące działa pomyśleli, że to owoc ich celnego ognia, więc zawrócili. Nasze działa trzeba było podprowadzać bardzo blisko przeciwnika, więc w konsekwencji nasze własne odłamki raniły niejednokrotnie naszą piechotę, ale było to konieczne”.

„Kilkukrotne próby podejścia pod Nadarzyce nie dały rezultatu. Nie wiedzieliśmy wtedy, że nadarzycki rejon jest najsilniej umocnioną częścią Wału Pomorskiego. Straty były dotkliwe”.

„13 luty był naprawdę pechowy dla 9. pułku piechoty. Mieliśmy nacierać na drugą stronę rzeki Piławy, gdzie w transzejach znajdowali się Niemcy. Oczywiście nie było wiadomo, że za transzeją są potężne betonowe bunkry. Zwiadowcy wzięli kilku jeńców, w ślad za nimi wdarła się 8. kompania. Na tym nasze sukcesy w tym dniu się skończyły. Niemcy momentalnie przeszli do kontrataku, odcięli naszych z obu skrzydeł i bardzo gęstym ogniem pokrywali cały las. Trzeba tu wspomnieć o śmierci dowódcy naszego pułku, ppłk Berezowskiego. Około południa próbowaliśmy przekroczyć rzekę jeszcze dwa razy i wydostać stamtąd przynajmniej część 8. kompanii. Poniosła ona wielkie straty, zginęli wszyscy oficerowie”.

„W materiałach kierowanych do oficerów politycznych znalazły się słowa: w wypadku, gdyby groziło to niewykonaniem zadania, oficer nawet za cenę własnego życia powinien iść naprzód i porwać za sobą żołnierzy. Byliśmy świadkami śmierci naszych dowódców, którzy swoi przykładem porywali żołnierzy do walki. Wtedy przypomniały mi się te słowa: nawet za cenę własnego życia i pomyślałem, że nie są słowami pisanymi tylko na wyrost”.

„Jak to się stało, że główna pozycja Wału Pomorskiego została przełamana? Najszerszy odcinek bez umocnień znajdował się między Nadarzycami i jeziorem. Teren był porośnięty gęstym lasem i silnie zabagniony. Nieprzyjaciel nie spodziewał się, że może tu być dokonana próba przełamania. Miała go dokonać 4. dywizja piechoty. Dwa bataliony wdarły się w głąb obrony nieprzyjaciela i osiągnęły szosę na zapleczu głównej pozycji Wału Pomorskiego. Major Murawiecki początkowo nie zdawał sobie sprawy z tego, że te dwa bataliony utorowały drogę całej armii i że przez pewien czas były zupełnie odcięte od pozostałych sił. Równocześnie dokonano przełamania na przesmyku między jeziorami Dobre i Zdbiczno. W ten sposób otwarto drogę, przez którą pozostałe siły 1. Armii przeszły na zaplecze głównej pozycji Wału Pomorskiego. Od tego momentu rozpoczyna się faza rozszerzania tego wyłomu i zdobycie umocnionych rejonów, m.in. Mirosławca”.

„Walki o Mirosławiec były bardzo zacięte. Niemcy w pośpiechu rzucali tam wszystkie siły. Pod miastem natknęliśmy się na uderzenie z lewego skrzydła, które zachwiało 1. pułkiem. Nasz 3. batalion przedarł się do Mirosławca i na jego skraju zajął stanowiska obronne. Ja dostałem rozkaz wyjścia na Mirosławiec i okopania się. Szliśmy prawie łokieć w łokieć z Niemcami, zamieszanie było duże. W kilku miejscach spotkaliśmy niemieckie pododdziały, ale my myśleliśmy, że to nasi, a oni, że Niemcy. W pewnym momencie Niemcy ruszyli skrzydłami i zamknęli 3. batalion i nasz zwiad. Znowu zaczęły się walki w oddaleniu od Mirosławca, ale potem podeszły czołgi, które otworzyły drogę na Mirosławiec i miasto zostało zdobyte”.

„Wczesnym rankiem wkroczyliśmy do miasta Markisch Friedland. Znajdowało się tam lotnisko i duże cysterny z benzyną, które dostaliśmy w nasze ręce”.

„To lotnisko było bazą naszych samolotów w czasie walk o Kołobrzeg”.

„Ostatnia faza walk na Wale Pomorskim to było przełamanie pozycji ryglowej. Główne uderzenie było wykonane pod Wierzchowem. Nocą udało nam się dotrzeć na bezpośrednie przedpole pozycji okalających stację kolejową. Ze szczytu góry, który nazwaliśmy Wysoką, strzelał niemiecki karabin maszynowy. Po kilku próbach podejścia ten ckm zamilkł. Dopiero wtedy okazało się, że obsługiwał go przykuty łańcuchem esesman. Powiedział, że osłaniał odwrót swoich kolegów, bo wylosował tę funkcję. Po opanowaniu stacji kolejowej wyszedł na nas bardzo silny kontratak. Nasze moździerze znajdowały się wtedy na peronie. W  szopach stały zamaskowane czołgi. Kiedy niemieckie czołgi zbliżyły się na odległość strzału, nasze otworzyły do nich ogień, ale po chwili zaczęły się wycofywać w kierunku moździerzy. Sytuacja stała się krytyczna, jednakże 6. kompania obrzuciła niemieckie czołgi granatami, nasze moździerze otworzyły ogień i udało się oddzielić niemieckie czołgi od piechoty. Niemcy zawrócili. Dwa czołgi nieprzyjaciela zostały przy tym zniszczone”.

„Na wojnie bywa dziwnie. Leży się na brzuchu, czasem kopie się jamkę, żeby się trochę schować, potem niby posuwamy się naprzód, znowu strzelają, jeden kontratak, drugi, raptem przed nami robi się pusto i okazuje się, że wygraliśmy bitwę. Nie odegraliśmy tu decydującej roli. Sprawy rozegrały się na lewo od nas, pod Wierzchowem. Pod wieczór okazało się, że Niemcy się wycofują, nasze wojsko zaczęło się zwijać w kolumny marszowe i przed świtem doszliśmy do Machlin. Tu okazało się, że Niemców już nie ma, uciekli nam. Trzeba było zacząć pościg za nimi, aż do Kołobrzegu”.