„Złotów. Ależ tak, to właśnie ze Złotowa przyszły dwie kompanie czołgów radzieckich, które rozstrzygająco uwolniły nas z jastrowskiego okrążenia. Nas, to znaczy kilkuset oficerów armii wrześniowej, byłych jeńców obozu w Gross Born, przeżywających w Jastrowiu w lutym 1945, swoje pierwsze dni Wolności. Piękne, wspaniałe są lasy otaczające Jastrowie. Ale wtedy przez trzy dni kryły one w swych gąszczach groźne niebezpieczeństwo dla ludzi, którzy – po pięciu i pół latach za drutami – dopiero, co odzyskali wolność. Diabli wiedzą, czego one tam chciały, te resztki dywizji SS, które wyrwawszy się z oblężonej Piły przedzierały się na północ właśnie na Jastrowie. Może liczyły – i słusznie – na zdobycie – żywności w miasteczku, opuszczonym w popłochu przez niemiecką ludność i rzeczywiście pełnym zasobnych spiżarni. To pewne, że usiłowali tam wejść, bodaj na kilka godzin – i niewiele do tego brakowało […]. Byłem tam niedawno, w czerwcu tego roku, w pięknej, malowniczej ziemi złotowskiej, w tymże, Jastrowiu. Chciałem zobaczyć jeszcze raz autentyczne dekoracje mojej sztuki – teraz już oczyma wolnymi od grozy tamtych dni. No cóż, czerwiec nie luty, było słonecznie i ciepło, było bezpiecznie. A teraz – Rajd Studencki. Nie zapomnijcie Młodzi Przyjaciele, obejrzeć wieży kościelnej w Jastrowiu, z której strzelała nieszczęsna Inga. Życzę Wam, żebyście Wy już nigdy nie słyszeli takich strzałów rozpaczy, które brzmią jak strzały nienawiści”.